piątek, 1 listopada 2013

Here Comes The Sun

(c) MW
(c) 1005dni
Chyba żadna inna miejscówka nie może się równać z Babią Górą, jeśli chodzi o oglądanie efektownych wschodów słońca. Jak ktoś nie wierzy, proponuję zacząć wpisywać w googlach "wschód słońca na...". Lokalizacja na podziwianie świtu tyleż przepiękna, co ryzykowna (nie jest łatwo natrafić na w miarę czyste niebo, chmury wszelakie bardzo lubią uczepić się tego masywu), a także uciążliwa (ten huraganowy wiatr na grani...).


(c) 1005dni
(c) MW
Zacznijmy jednak od spojrzenia wstecz na "długą, ciemną noc". Październik jako miesiąc roztrenowania wyszedł słabo, czyli w sumie... tak jak powinno być: swobodnie, bez presji, co jakiś czas chaotyczne bieganko tudzież przypadkowy start. "Pora się ogarnąć" pomyślałam sobie, i jakby w odpowiedzi na to pojawił się pomysł porannej (bardzo wczesno-porannej...) wycieczki na Babią. Bez biegania, za to z plecakiem wypchanym ciepłymi ciuchami.

(c) 1005dni
(c) MW
Bez camelbaka, za to z dwoma termosami - nie ma to jak wybór gorącego napoju do obserwacji słonecznego widowiska (kawka zbożowa z kakao czy herbata z malinami?). Baterie w kamerce wyładowały się oczywiście o co najmniej kilka minut za wcześnie, pocieszam się że nie tylko mnie;) Nie ma się co dziwić, temperatura o 6 rano wynosiła około 0st. Gdyby uwzględnić czynnik chłodzący wiatru... wolę nawet tego nie obliczać, za to pomysł zabrania zimowych ocieplanych spodni i 5 warstw "na górę" uważam za genialny;)

(c) 1005dni
(c) 1005dni
Zagadka: ile osób można znaleźć przy murku na szczycie Babiej Góry, 1 listopada, około godziny 6 rano czyli jeszcze pół godziny przed wschodem słońca? Ja naliczyłam 25 oprócz mnie!

ps. Podkład muzyczny do wycieczki miał być taki, może i do nastroju pasuje, ale do tych huraganowych porywów wiatru na grani - ma się nijak;)