niedziela, 13 października 2013

Jak z czterech km zrobić dziesięć

Dzisiaj opowieść o tym, jak wystartować w biegu na 4,1 km, przebiec w nim 10 km, zrobić to w czasie godnym półmaratonu i jednocześnie... mieć ubaw po pachy:) Brzmi nieprawdopodobnie czy skomplikowanie? To jest właśnie bieganie w terenie z mapą w ręku! Sama nie wiem, czy bardziej chodzi o bieganie, czy o umiejętność czytania mapy... Wczoraj na treningu BnO trochę się podjarałam tą nową rozrywką, ale teraz już jestem pewna, że to była tylko taka podpucha. Dzisiaj już nie było tak lekko, o nie. Po pierwsze, mapa w skali 1:15000 a nie - jak wczoraj - super czytelne 1:4000.
Po drugie, wczorajsza mapa obfitowała w charakterystyczne obiekty miasteczka agh i parkowe, a dzisiaj zasadniczo w kreski czyli warstwice i niezrozumiałe dla mnie wzorki. Po trzecie, dzisiaj zobaczyłam mapę dopiero jakieś 45 sekund przed startem... A to, że w lewym górnym rogu mapy jest tabelka, która coś oznacza, dotarło do mnie przy 6., czyli przedostatnim PK;) 
Nie będę się tłumaczyć tym, że byłam pod Kopcem Piłsudskiego po raz drugi w życiu (ten pierwszy był tydzień temu na mecie B3K). Na start dotarłam rowerkiem (dobra rozgrzewka przed bieganiem!). Nie zamierzałam się spieszyć, dlatego zdecydowałam się na strategię ścieżkową - może i się  nadkłada w stosunku do napierania na azymut, ale tak chyba bezpieczniej? Początek był łatwy, zwłaszcza że przy PK1 kręciło się kilku zawodników. No i tu się chyba zanadto rozluźniłam, bo wlazłam na ścieżkę  nie w tym kierunku, co trzeba... Ponieważ nic mi się nie zgadzało, napadłam jakiegoś biegacza, który wskazał mi gdzie jestem- dzięki:) No cóż, jakby mi zapachniało powtórką mojego wypadu na szczyt Rysianki;) Nic to, kicam dalej. Kolejne punkty ogarnęłam również metodą ścieżkową, orientując się w stosunku do obiektów tj. zoo, asfalt, ogrodzenia, budka wc. Znudziło mi się i oo PK 5 zaszalałam:  zbiegłam wprost do potoku, skąd miało być prosto w dół (to ten odcinek z zygzaczkami...). Tego PK 5 pewnie bym szukała do tej pory, gdyby nie zawodnik, który zaprowadził nas do tego dołka pod skałkami jak po sznurku. Niesamowite! Wybór ścieżki do PK 6 również był ryzykowny, chciałam ominąć podbieg, i nie opłaciło się. Gdzieś właśnie w okolicach PK 6, czyli zdecydowanie bliżej końca niż początku, poczułam, że zaczynam rozumieć się z tą mapą:) Na finisz wpadłam z uśmiechem,  ulżyło mi kiedy na wydruku wyszło że odklikałam właściwe tzn. z mojej trasy punkty:) Tak sobie myślę, że BnO to wyższy poziom biegania w terenie... nieporównywalnie bardziej angażujący umysł. Może kiedyś?