środa, 23 października 2013

Wiewiórkowe interwały

Wiewiórka przy karmniku dla sikorek;) (c) 1005dni

Jesień. Bury poranek. Mglisto. Zimno. Ludzie w czapkach nasuniętych na oczy tak bardzo, jakby się chcieli pod nimi ukryć i przysnąć jeszcze na chwilkę... suną niemrawo w stronę przystanków autobusowych. Albo w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Nawet biegaczy jakby mniej. Dzień jak co dzień [roboczy]. Oto jesień w wielkim mieście. Nikt nie widzi tego, ile dzieje się tuż obok, pod osłoną jesiennych kolorów...
 

Łazienki Królewskie (c) 1005dni
A w Parku prawdziwe szaleństwo! Nigdy wcześniej, biegając po dróżkach w Łazienkach, nie widziałam takiej ilości wiewiórek! Biegają jak zwariowane, przegrzebując suche kolorowe liście, kicając pomiędzy dziuplami i gniazdami (tak wiewiórki mieszkają w gniazdach jakby ktoś nie wiedział), zaglądając do karmników. Czyżby gromadziły zapasy na zimkę? Co ciekawe, zaobserwowałam, że pojedyncze wiewiórki nie komunikują się ze sobą. Chyba że tego nie widać ludzkim okiem;)
Wiewiórki Królewskie;) (c) 1005dni
Nie wiedzieć czemu, wiewiórki są jednymi z moich ulubionych zwierzątek (i bynajmniej nie chodzi tu o kulinarne przysmaki). Dlatego nie mogłam przebiec obojętnie, kiedy co chwilę jakąś napotykałam;) Stąd zatem wzięły się tytułowe interwały (których, tak nawiasem mówiąc, miałam wcale nie robić jesienią). Garmin nie miał dzisiaj nic do gadania [zresztą wreszcie dojrzałam do tego, żeby się z nim rozstać, tzn. wysłać go do reklamacji]. To spotkania z wiewiórkami wyznaczały mi interwały biegowe;)