sobota, 18 stycznia 2014

Festiwal Spełnionych Marzeń

W ogóle nie kumam - przepraszam organizatorów - o co chodzi z tym Festiwalem Spełnionych Marzeń. Nazwisko wyryte na pamiątkowym medalu - Roman Katan - to pierwszy raz słyszę, czy raczej zobaczyłam na medalu właśnie. No nijak mi tytuł do mojej obecności dzisiaj nie pasuje...

Jeszcze kilka dni temu podejrzewałam, że mogę mieć problem z przebiegnięciem 15 km. A tu jeszcze organizatorzy zapowiadają pofałdowany profil trasy... Jeden dzień w Spale jednak najwyraźniej wystarczył, żeby odmienić moje spojrzenie na aktualny stan kondycji;) Po przebrnięciu przez morze mgły od Krakowa do Mysłowic, stawiłam się na starcie pod gimnazjum nr 5 z zamiarem zrelaksowania się na leśnej trasie.
Nie, to nie pomyłka - tak jak bieg przez spalskie lasy doładował mnie energią i natchnął spokojem, tak dzisiaj chciałam wycisnąć z tego leśnego ścieżkowego biegu jak najwięcej przyjemności. Z premedytacją ustawiłam się w ostatnim rzędzie startujących biegaczy, żeby nie przepychać się w grupie, i ewentualnie co nieco powyprzedzać (co poszło mi całkiem, całkiem). 
Po początkowym (i końcowym jednocześnie) fragmencie trasy przez osiedle  trafiliśmy do biegowego raju;) Szerokie ścieżki, sporo tras szutrowych, drogi leśne ustawione w kratkę, jak na ostatnie opady stosunkowo niewiele błota. Profil naprawdę pofałdowany, bo wyszło + / - 200m, właściwie to chyba nie było płaskich odcinków. Tablice wyznaczające granice Rezerwatu "Lasy Murckowskie" towarzyszyły nam przez spory fragment trasy. Jak się ma taki las pod domem, to można biegać, zapomnieć się w tym bieganiu:)
Troszkę dziwnie tylko było, kiedy pod koniec trasy, po wyprzedzeniu wielu biegaczy, na zbiegu zaczęłam wyprzedzać... zawodników nordic walking:/ Ale to dlatego, że mieli krótszą, 10km trasę, ze wspólnym początkiem i końcem.
Tuż przed metą... wiadomo, o co chodzi;) (c) Ultimasport
No i te rytuały startowe: szukanie miejsca do parkowania, co najmniej połowa torby pt. "pakiet startowy" od razu do kosza, kolejka do kibelka przed, minimalistyczna rozgrzewka, maleńka karteczka na posiłek, gęsta zupka w plastiku, komentarze na temat podbiegających nw, nadzieja na losowaniu nagród po dekoracjach, rozmowy z biegowymi znajomymi w kuluarach "jak poszło", "gdzie jedziesz na następny start"... Lokalne zawody mają swój niepowtarzalny urok:)
Ps. Zamiast pucharów, co muszę odnotować, zwycięzcy otrzymali bardzo ładne... drzewka:) (Nie żywe, tylko takie z tworzywa czy sklejki). jak je zobaczyłam, to aż mi się szkoda zrobiło, że się nie ścigałam;)
Ps2. Jedyne fotki, na których mnie widać, to te na mecie. Na pół strony opisuję leśny relaksik, a tu proszę, widać że na ostatnich metrach coś we mnie wstąpiło i mimo wszystko... wzięłam udział w wyścigu:) Oczywiście wiadomo, kto wskoczył na metę z (minimalnie) lepszym czasem;)