niedziela, 12 stycznia 2014

Jak zagrałam w Orkiestrze

Mój Karpacki Finał WOŚP (c) 1005dni

Na moim blogu o bieganiu i rolkowaniu były już różne tematy, niejednokrotnie pojawiały się nawet linki muzyczne. Ale o tym, żebym grała w Orkiestrze to chyba jeszcze nie było. A orkiestra nie byle jaka, bo to Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy!




Oglądamy slajdy "Napal się na Nepal" (c) 1005dni
W sobotę popołudniu, tuż po rozbieganiu na 11 km trasy Grand Prix Krakowa, wskoczyłam do samochodu i w drogę, pod Babią Górę. jakiś czas temu zgłosiłam się do Kuby Terakowskiego, koordynatora Karpackiego Finału WOŚP, a on przydzielił mnie do ekipy działającej w schronisku na Markowych Szczawinach (to pod Babią Górą; jedno z 28 schronisk, grających w tegorocznym Finale). No to plecak na plecy, i w górę! Do schroniska dotarłam w blasku księżyca (chyba świeci lepiej niż moja czołówka...). 
Schroniskowe aukcje (c) 1005dni
Karpackie Finały zaczynają się już w sobotę wieczorem, i już w sobotę zapełniła się pierwsza puszka:) Nie było to zwykłe zbieranie pieniążków - to absolutnie wyjątkowe aukcje schroniskowe. Można było wylicytować sprzęt górski przekazany przez sponsorów (np. plecak, skarpety, okulary przeciwsłoneczne, ręcznik szybkoschnący, czołówkę...), przedmioty które zakwalifikowałabym do kategorii "ciekawostki kolekcjonerskie" (mapa Bieszczad bez wydrukowanego głównego odcinka czerwonego szlaku, kolorowanki dla dzieci z naklejkami...), jak również pamiątki, przywiezione przez jedną z wolontariuszek z dalekich podróży (naszyjnik kupiony gdzieś na końcu świata, mydełko z mleka jaka...). Byłam zaskoczona, jak emocjonujący przebieg miały te aukcje! A każdy zwycięzca każdej kolejnej aukcji był nagradzany przez publiczność gromkimi brawami. Mi wprawdzie nie udało się wylicytować himalajskiego mydełka, odpuściłam gdy cena osiągnęła wartość kosmiczną, za to wywalczyłam śliczną, różową koszulkę;) Dla ostudzenia emocji aukcyjnych, licytacje były przeplatane slajdowiskiem o budzącym zainteresowanie tytule "Napal się na Nepal". Basia fajnie pokazała nam, że wyprawa z widokiem na Annapurnę jest naprawdę w zasięgu każdego, i nie trzeba mieć nie wiadomo jak pełnego portfela. To, co widać na filmiku, to naprawdę niewielki fragmencik żywiołowych aukcji:)
Wieczór zakończył się bardzo późno, a pobudka dla wolontariuszy w niedzielę sporo przed świtem. Pracę warto zacząć jak najwcześniej, aby jak najwięcej nazbierać do puszek:) Nasz kilkuosobowy team krążył nie tylko wokół schroniska, ale również po miejscowościach leżących u podnóża Babiej Góry, improwizując i wyszukując najlepsze miejsca na kwestowanie. Pogoda nie była najgorsza, jak na spędzanie całego dnia na świeżym powietrzu: temperatura około zera, śnieg zacinał tylko momentami. Turyści i mieszkańcy okolicznych miejscowości okazali się hojni, w dodatku wręcz oczekiwali nas, dopominali się o obecność wolontariuszy, a nawet z troską proponowali gorącą herbatę! Nie wiem, ile kilometrów dzisiaj przeszłam, samą trasę do schroniska przemierzyłam czterokrotnie;) A kwestowanie to nie koniec pracy, wieczorem trzeba było jeszcze komisyjnie otworzyć puszki i przeliczyć zebrane pieniążki. Żaden wysiłek nie przeszkadza, zmęczenie nie dokucza, kiedy kolejne pieniążki lądują w puszce i człowiek zdaje sobie sprawę, że robi coś dobrego:)
ps. zmęczenie odczułam dopiero w poniedziałek, kiedy z opuchniętymi stopami (a było założyć kompresję...) nie byłam w stanie przed południem zwlec się z łóżka;)

Więcej zdjęć w albumie do obejrzenia tutaj