środa, 26 lutego 2014

Od schroniska do schroniska

Dzisiaj, gdzieś w Tatrach (c) 1005dni

... czyli w co się bawić, gdy mamy dzień extra:) Nie będzie to rozprawa o trenowaniu w ósmy dzień tygodnia - czasami tak się pięknie wszystko ułoży, z prognozą pogody włącznie, no po prostu wszystko mówi: "wyjedź gdzieś". Co serce każe połączyć z treningiem, a rozum - z pożytecznym zadaniem do zrealizowania:)


Dawno temu, gdzieś w Tatrach (c) 1005dni
I nie, nie będzie to również opowieść o wędrowaniu po górach w stylu flanelowa koszula w kratę względnie wiele warstw technicznych coś-tam-texów, z nieodłącznym plecakiem o pojemności 40 litrów. Minimum. To wychodzi jakieś... połowa mojej wanny. Kiedyś też chodziłam z takim plecakiem [dowód w postaci fotki dołączam, postać jakby wielbłąd w centralnej części kadru to ja]. Plecak posiadał ładowność wewnętrzną oraz zewnętrzną, a tej ostatniej zwykle korzystały rzeczy absolutnie niezbędne: półlitrowy kubek aluminiowy, dosychający ręcznik i pluszowy króliczek.
Słońce słońcem, ale śniegu mało... (c) 1005dni
To było dawno temu i sama nie pamiętam, co w tym plecaku nosiłam. To było tak dawno, że w ogóle to nie o tym miał być ten wpis;) Chociaż objuczonych turystów mijałam dzisiaj wielu, to sama wystartowałam z maleńkim camelbakiem. Zastanawiając się, czy zapasowa koszulka na przebranie (która ledwo się do tego plecaczka zmieściła) nie jest już fanaberią [nie jest, przebrać w coś suchego przed zbieganiem - fajna sprawa].
Piękna ścieżka zbiegowa (c) 1005dni
A jak się dzisiaj biegało w tatrzańskich krajobrazach - przedstawiam na obrazkach. Czego nie widać, to paskudnie oblodzone odcinki tras oraz dzikie tłumy turystów i "turystów". Z tym pierwszym próbowałam sobie radzić, a to obiegając po śniegu przez las, a to kicając z wyczuciem [haha] po wystających kamieniach, albo ostatecznie ratując się ślizgiem przez środkowe pole zlodowacenia [to już się chyba nie liczy jako bieganie]. Z tym drugim natomiast nie tyle próbowałam sobie radzić (zaliczyłam dwukrotnie zderzenie z dzieciakami zagapionymi w swoje smartfony), co wykorzystałam ten tłum. Jako kibiców. Pewnie jeszcze o tym nie wiedzą, ale właśnie dzisiaj na trasie stali się moimi kibicami. I przysięgam, od razu lepiej się biegnie - gdyby nie moi kibice, nie zrobiłabym 27. kilometra w niecałe 5 minut;) Na poprawę statystyk treningowych polecam również inne dzisiejsze doświadczenie. Otóż zaliczyłam wyścig z... bryczką konną, zjeżdżającą ze szlaku do miasta. Wygrałam. +10 do biegowego morale;)))
Ps. Pożyteczne zadanie pt. "misja schroniskowa" zrealizowane: dostarczyłam dzisiaj dyplomy z podziękowaniami od WOŚP dla gospodarzy 3 schronisk, gdzie odbywały się eventy orkiestrowe takie jak ten.
Ps2.  A na koniec bardzo motywujący komentarz górala z bryczki w temacie biegania po górach: "no i co się tak umordujesz";)
Morze mgieł zatrzymało się w dolinach (c) 1005dni

Takie widoki tylko w Tatrach, tylko przed 9 rano (c) 1005dni

Orla Perć i Kościelec - dzisiaj nie dla mnie (c) 1005dni

Jeden z moich ulubionych miejsc: Błyszcz i Bystra (c) 1005dni

Zauważyłam, że moje saucony bardzo lubią się prezentować na pierwszym planie (c) 1005dni

Nie ma co się uśmiechać, ostatnie kilometry po lodzie przede mną (c) 1005dni

Tymbark i jego celne komentarze;) Podtytuł: treningowy manicure - studium przypadku. (c) 1005dni